Witajcie:-) No to żeby tradycji stało się zadość :"Święta, Święta i po Świętach";-) Naczytałam się na blogach o Waszych świątecznych i poświątecznych refleksjach i też mnie to jakoś natchnęło filozoficznie;-) Powiem Wam, że ja w tym roku bardzo się cieszyłam z "konieczności" przygotowywania się do kiermaszu świątecznego. Dowiedzieliśmy się o nim stosunkowo późno jak na taką "okazję", bo tym razem zasób aniołków i innych detali był znacznie pomniejszony po poprzednich kiermaszach. Nie było czasu uzupełnić braków i istniał sobie w takim "skurczonym" stanie cichutko nie wadząc nikomu;-) Kiedy postanowiliśmy wziąć w nim udział okazało się, że trzeba pracować od rana do nocy. I to wyjątkowo mi pasowało. Dzięki temu moim myślom udało się krążyć gdzieś dalej niż tylko choroba Wikusi. Święta nastrajają człowieka tak refleksyjnie, a zwłaszcza te. Tu dzięki milionowi spraw do ogarnięcia udało mi się zbytnio nie przeanalizować tego stanu, z którym żyjemy. Chyba wyparłam z siebie na jakiś czas to wszystko do tego stopnia, że udało mi się jakoś spiąć i działać na podwyższonych obrotach. Kiermasz trwał pięć dni. Dzień przed Wigilią samochód spłatał nam figla (a może myślał, że to prezent) i się popsuł. Organizator nie zapewniał dla wystawców parkingu i mąż musiał daleko jechać z autem, by móc zaparkować, a potem pieszo wracał do mnie. W ten dzień (jak i w cztery pozostałe) padał deszcz. Mąż myślał, że do przejechania ma tylko niewielką kałużę, a tu okazało się, że głębokie jezioro...no i zalał się silnik. Potem samochód już nie chciał odpalić, a jak już raczył to wszedł na tak wysokie obroty, że spadł mu pasek (ten od prądu;-)). Wrócił do mnie, a po dwóch godz poszedł sprawdzić co z autem. Dojechał, a następnie dopchał samochód, bo bez paska akumulator wyssał się od razu i to był koniec kiermaszu;-) Spakowaliśmy towar, auto zostało przepchnięte na miejsce, gdzie nie wolno parkować, ale na szczęście uzgodniliśmy z Ochroną i po opowiedzeniu co się stało mogliśmy zostawić auto do rana. Akumulator pod pachę i do domu. W Wigilię mąż z akumulatorem do auta i do mechanika, a ja robić uszka;-) Głowa była nadal zajęta, założenie paska kosztowało 10zł :-) I tak chyba świat pomógł mi nie popaść w depresję w okresie świąt. Same Święta śmignęły jak zwykle, trochę potworzyłam, poodwiedzałam rodzinę i staram się jakoś ogarnąć i szczerze mówiąc już o nich nie myśleć. Powiem Wam, że mamy w domu taką tradycję, że zanim usiądziemy do Wigilijnej kolacji Babcia zawsze modli się za tych, których już z nami nie ma. Nigdy tego nie lubiłam. Zawsze wspominam wtedy jeszcze mocniej tych, których mi i tak strasznie brak. I wcale to nie jest miła tradycja. Człowiek się zaczyna zastanawiać nad rzeczami, o których nie chciałby myśleć. I potrawy wcale nie smakują później tak dobrze jakby mogły, kiedy się ma "gulę w gardle"...
No to było na tyle z filozoficznych refleksji świątecznych tegorocznego okresu Bożego Narodzenia, a teraz parka sówek. Jak się mawia "Sowa mądra głowa"i w życiu się to sprawdziło- mąż złapał jedną z nich, druga była na tyle sprytna, że się nie dała;-) Wiedziała biedna co robi, bo ta, która znalazła się w jego rękach wylądowała na podłodze, a jak się okazało stworek nie opanował sztuki latania, a może dokładniej lądowania na ziemi z zaskoczenia i ...urwało mu nogę. A miało być tak pięknie;-) Sówki miały być trzecim wariantem kolorystycznym "awangardowych, stojących sówek". Tą parkę chciałam zostawić sobie. No to z sowiej pary zrobił się singiel i niepełnowartościowa sowa;-)
Niebieskie sówki z masy solnej |
Te święta pochłonęły wiele ofiar. Pierwszy raz w życiu "udało" mi się zrzucić całą stolnicę z wypieczonymi 10 aniołkami. Już miały pomalowane skrzydełka. Sprawdzałam co się dzieje z kolejnymi, które suszyły się w piekarniku i jakimś cudem zahaczyłam spodniami o znajdującą się na krześle stolnicę, a ta zadziałała jak katapulta - dosłownie - wystrzeliła bez żadnej litości wypieczone anioły na kuchenne płytki podłogowe, które dopełniły reszty masakry na owych figurkach. Czyli z wynikiem minus 10 aniołków i minus jedną sową, zakończyłam sezon świąteczny. Przepraszam minus dwie sowy, bo kolejnej ukruszył się kapelusik chyba w trakcie transportu, bo wyjęłam ją z ukruszonym lekko. I tak minęły u mnie święta. Brat z Żoną i dziećmi na drugim końcu Polski u jej rodziny, a my tutaj. Nigdy nie spędziłam z dzieciakami świąt, bo zawsze wyjeżdżają. A chociaż raz bym chciała....ale cóż, teraz mam w planach już tylko czekać na słonko i odejście zimy. Wdrażam w życie jak w zeszłym roku projekt "Byle do wiosny" ;-) Dziękuję Wam za odwiedziny, komentarze i życzę miłej niedzieli:-) Najlepiej rozleniwionej, żeby się człowiek miał czas zregenerować przed następnym poniedziałkiem;-)
post bardzo długi i z przyjemnością się go czytalo bo fajnie napisany. co do strat przy pieczeniu czasem wychodzą juz przy lepienie. zdarza się że blachę z wypiekami postawiłam za wysoko i coś spłynęła. Miłej niedzieli Agnieszko
OdpowiedzUsuńMi właśnie pierwszy raz się zdarzyło. Raczej nic mi się nie działo do tej pory przez ten cały ogrom czasu, chyba wyszło z założenia "raz a dobrze";-) I niech już przy tym pozostanie;-) Miłej niedzieli Edytko:-)
Usuńojej to mieliście wiele przygód i wcale się nie dziwię że myśli miałaś zajęte....mam podobny sposób-kiedy nie chce o czymś myśleć to po prostu zajmuję myśli :)
OdpowiedzUsuńbuziaki dla Was :)
Żeby było śmieszniej to tylko "wycinek", przygód było więcej... ;-) ale w tym roku w sumie mnie to naprawdę cieszyło. Przerzucił się człowiek na "niemyślenie" o pozostałych sprawach;-)
UsuńNieszczęścia chodzą parami - u mnie często się to sprawdza. Ostatnio przeczytałam w jednej książce jak ojciec pocieszał syna po wypadku samochodowym - "...inni mają jeszcze gorzej.." I teraz zawsze to zdanie przychodzi mi do głowy gdy mi się coś przykrego zdarza..
OdpowiedzUsuńGłowa do góry - wiosna już nie długo przyjdzie i świat od razu stanie się piękniejszy:) :) :
Ach tam parami, zwykle całym łańcuszkiem;-) Żartuję oczywiście, ale coś w tym jest. Ja staram się zawsze wypatrzeć coś pozytywnego w tym i tu cieszyłam się, że nie miałam czasu na większe refleksje, że naprawa kosztowała 10 zł, że się udało to załatwić, etc;-)
UsuńTak na klopoty najlepsze zajać się czyms...dokladnie ja swoje klopoty tez odsunęłam na drugi plan bo musiałam się ogarnąć w przygotowując święta, prezenty, jak każda....i faktycznie mniej się martwilam ale strasznie boję się ze trzeba wrócic na ziemię tuz po Nowym Roku....niestety!
OdpowiedzUsuńZwykle cieszę się na święta, prezentu gromadzę średnio od października, żeby wypatrzeć coś miłego dla każdego, albo zdążyć to przygotować. W tym roku wszystko "samo" się sprężyło i było mi to bardzo na rękę. Jedyną potrawą jaką zrobiłam były uszka w Wigilię, na nic dzięki Bogu nie miałam czasu. I za to jestem wdzięczna;-)
UsuńAgnieszko jestem za,,byle do wiosny''
OdpowiedzUsuńJa jestem przeszczęśliwa,że te święta się skończyły,niestety czeka mnie jeszcze Sylwester i Nowy Rok,ale mam nadzieję,że to też jakoś przetrwam.
Ja przed świętami chodziłam jak robot,starałam się zagonić do maksimum,żeby nie myśleć i jakoś mi się udało,niestety święta ...ach lepiej nie gadać.
Kochana sówki sa urocze,ale jak moze być inaczej,skoro wyszły spod Twoich rąk;)
Aguś życzę Ci szczęscia w Nowym Roku,zero trosk i problemów.
Wszystkiego co najlepsze;)
;-) Jak się okazało to jest metoda. Staram się nie robić planów i podsumować na Nowy Rok, mam nadzieję, że jakoś mi się uda. Niech po prostu minie to wszystko i tyle. Liczę, że wiosna szybko zawita i będzie człowiekowi lżej;-) Wszystkiego naj naj najlepszego Ilonko:-)
UsuńŚwiąteczne perypetie są najlepsze :-P ale Aniołków szkoda :-D
OdpowiedzUsuńZa to Sówki przecudne!
Naprawdę żal ich było, mam nadzieję, że hurtowa destrukcja starczy na kilka lat;-)
UsuńW święta bez przygód chyba się nie obędzie Aniołków żal :) Twoje prace zawsze cudowne :) W Nowym Roku który już blisko, blisko życzę Wszystkiego co najlepsze :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDla Ciebie również wszystkiego co najlepsze:-)
UsuńCzasem tak jest, że wszystko się sprzysięga przeciw nam, ale uszy do góry:) Byle się temu nie poddać.
OdpowiedzUsuńSówki cudne:)
Czasem w życiu jest pod górkę:) ale byle do wiosny:)))
OdpowiedzUsuńPiękne sówki, podoba mi sie ich kolorek :).
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń