Witajcie:-) Dzisiaj pokażę Wam dwa aniołki z masy solnej. Oba to "Kluseczki" przygotowane na zimowe przymrozki.
Pierwszy z nich to aniołek, którego planowałam obsypać drobinkami brokatu w sprayu. Chyba chciałam za bardzo, bo zbyt mocno przycisnęłam dozownik i zamiast obsypać, zasypałam biedaka;-) To wszystko co wydaje się szarawe na jego płaszczyku to właśnie brokat. Na zdjęciu tego nie widać, bo jest równo oświetlony z każdej strony. Mieni się jak kula disco -dosłownie;-)
Zimowy aniołek z masy solnej |
Zimowy aniołek z masy solnej |
zimowy aniołek z masy solnej |
A to drugi aniołek z motylkowymi skrzydełkami. Zmieniłam ostatnio "Kluseczkom" skrzydełka na takie małe umieszczone po bokach. Ich wielka, "mądra" głowa poniższe zasłania, więc było to rozsądniejszym wyjściem. Jeszcze jeden aniołek będzie miał takie, a potem wszystkie dostały już te małe.
zimowy aniołek z masy solnej |
Śniła mi się dzisiaj Wikusia. Pomagała mi robić ozdoby w pracowni. Obudziłam się ze łzami. Potem "doczytałam" sobie na deser o dzieciach, które odeszły w ostatnim czasie, o tych które nadal walczą i tak oto zaczął się mój kolejny, standardowy dzień. Nie da się od tego uciec, schować, przeczekać. To towarzyszy człowiekowi jak syjamski bliźniak...nierozerwalnie czy się chce tego czy nie. Staram się jakoś stać na nogach, ciężko byłoby powiedzieć, że iść, bo nawet stać nie mogę, nie jest łatwo. Ta świadomość wypala, wyniszcza od środka. Życie toczy się dalej, nie pytając o zdanie.
Domyślam się, że jeszcze długo będzie Wam ciężko... Ale widać, że pomaga Ci w pracowni i gdzieś tam nad Tobą czuwa, bo aniołki są śliczne :)
OdpowiedzUsuńA przecież mogłaby naprawdę. Ona tak uwielbiała tu być, coś robić, tak cieszyła się każdą chwilą, a teraz to tylko raniące wspomnienia...
UsuńKochana...wiem, że to bardzo ciężkie doświadczenia...ale dla Wikusi i dla samej siebie zrób ten kroczek i puść...puść smutek, puść żal....bo nie dość, że te ciężkie emocje trzymają Duszę Wikusi tutaj przy ziemskim fizycznym planie (a prawdopodobnie ona chce już w spokoju iść dalej, iść tam, gdzie będzie Jej dobrze, nie może być jednocześnie i tu i tam...a skoro jej nie ma fizycznie tu, to naturalnym stanem jest pójście TAM) ..więc prócz tego co powyżej napisałam jest jeszcze jedna kwestia - Twój stan psychiczny co to się na zdrowotny może przerzucić. A więc sama popatrz - tym stanem nie pomagasz ani sobie ani Wikusi, więc może dobrym pomysłem by było odwrócić myśli na drugą stronę? Spojrzeć z tej lepszej strony? Bo smutki nie przywrócą Wiki tutaj z powrotem...a Radość pozwoli Jej swobodnie iść swoją dalszą drogą, bez obaw, że musi się jeszcze opiekować swoimi pozostawionymi na ziemi bliskimi, że musi przy nich być mimo iż tam czeka ją kolorowe, lepsze bycie....
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że to jest trudne...ale postanowiłam już dalej nie milczeć, dość!!
Będe pisać do Ciebie, chociaz nie są to łatwe rzeczy...ale może własnie tego potrzebujesz, by ujrzeć tą inną stronę...może zauważysz sens w moich słowach, które płyną z Serca by zadziało się u Ciebie jak najlepiej byc tylko może <3
********
Aniołki śliczne:)
Wiem, że piszesz w dobrej wierze, ale ja patrzę na to zupełnie inaczej. Smutek, żal i poczucie straty jej nie zwrócą, to fakt, ale to stan jaki obecnie odczuwam i po takiej stracie jest naturalny. Nie wierzę w "trzymanie duszy" i to, że żal po niej ją tu w jakiś sposób trzyma. Wierzę we wszystko co mówią Wedy, co pisze Bhagavad Gita. W reinkarnację, Boga, Karmę. To, że spotyka nas to co pisane, przez to co czynimy w tym i poprzednich wcieleniach. Dzięki swojej wolnej woli zaś możemy na to reagować. Łatwo wszystko mówić, pisać, ale gdy się samemu znajduje w takiej sytuacji jest inaczej. Nie jesteśmy szablonem, każdy z nas przechodzi inaczej przez okres żałoby. Jeden radzi sobie z tym lepiej, drugi gorzej, każdy w swoim tempie. Są ludzie, którzy chcą o tym rozmawiać, inni nie, powinno się to uszanować. Wiem, że ona nadal istnieje, że jest szczęśliwa, ale czuję ból i smutek i wcale nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Nie widzę też teraz obecnego czasu jako odpowiedniego na szukanie pozytywnych stron tego co się stało. Dla mnie to nie jest pozytywne. Wierzyłam ze wszystkich sił, że damy radę, nie daliśmy. Wierzę, że dzięki swojej łasce Bóg darował jej cierpienia, które mogły być jej udziałem w tej najgorszej chorobie, bo mogła mieć gehennę przez całe tygodnie i nikt nie mógłby pomóc. Za to, że była taka dobra, od samego początku do samego końca. Ale nie mam w czym tu szukać w swojej stracie pozytywów. To etap, bolesny etap w moim życiu, który jest mi widać pisany i jedyne co mogę zrobić to go przejść. W swoim tempie, z morzem łez i smutkiem, wspomnieniami. To boli i będzie boleć. Mimo zrozumienia, że ona nie cierpi i jest szczęśliwa, to mnie jej odejście boli. Mogła być tutaj i tu być szczęśliwa i nie cierpieć wśród nas. Jak ktoś docenia życie, szanuje innych i cieszy się z łaski, którą otrzymuje każdego dnia, to nie musi stracić wszystkiego aby się o tym dowiedzieć, ja to czułam już wcześniej. I słowa "Radość pozwoli jej swobodnie odejść" cóż, nie przemawiają do mnie w taki sposób pewnie jakbyś Ty to widziała, mimo że wiem, że chcesz dobrze, ale ja to czuję zupełnie inaczej. Pozdrawiam Cię Kamilo serdecznie i dziękuję za dobre intencje i troskę.
UsuńMasz rację Agnieszko, każdy przeżywa odejście bliskich inaczej...widocznie mam nieco inne postrzeganie pewnych spraw, mimo tego postanowiłam napisać do Ciebie, bo myślałam, że to choć troszkę pomoże udźwignąć Cię z tej strefy bólu i żalu...widać nie jestem w stanie tego uczynić, no cóż...ale rozumiem Twoją postawę, bo jeszcze nie tak dawno myślałam tak samo.
UsuńGdybyś potrzebowała porozmawiać, to śmiało pisz maila <3
Przytulam:***
Bardzo Ci dziękuję za pamięć i troskę. Wiem,że robisz to z dobrego serca i masz naprawdę szczere intencje,bo to się czuje. Jednak teraz mi żadne słowa nie pomogą. Muszę to po prostu przejść po swojemu. Nie ma co się stawiać na siłę uczuciom i udawać, że wszystko jest ok. Ja się poddałam prądowi rzeki zamiast tracić siły i starać się płynąć pod prąd. Dziękuję Bogu za każdą chwilę z nią spełnioną, to prawdziwy Aniołek,dobry i czysty od urodzenia. Za taką czystą istotą człowiek tęskni jeszcze bardziej...
UsuńAgnieszko, trudno coś w takiej sytuacji powiedzieć , jedyne co to czas leczy rany, zalecza,..... powoli ale jednak , ona jest gdzieś tam i patrzy z góry,
OdpowiedzUsuńMyślę, że to że pojawiła się w Twoim śnie i to w pracowni jest takim sygnałem, że już jest w Dobrym Miejscu i chce Cię snem pocieszyć.
OdpowiedzUsuńJejku dzisiaj doczytałam o tym wydażeniu i nie wiem co powiedzieć... Trzy lata temu przeżywaliśmy w rodzinie podobny dramat,gdy 5 letni Kacperek zachorował...Pół roku w szpitalu,5 dawek chemii...walka i niepewność...Kacperek to chrześniak mojego męża-dzisiaj ma 8 lat,udało się,ale niepewność pozostaje...Cieszymy się każdą chwilą,bo czego można chcieć więcej... Współczuję bardzo,łączę się w bólu...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i życzę zdrowia, nasza walka nie skończyła się niestety zwycięstwem:-(
Usuń