Witajcie:-) Jest wieczór, właśnie wróciłam od Wiktorki. Spędziłam z nią kolejny cudowny dzień. Mam wielkie szczęście mogąc być jej ciocią, to prawdziwy zaszczyt. Jest moją bratanicą, kochaną przyjaciółką, bratnią duszą. Choć znam ją siedem lat i wiem dobrze jaka jest, to wciąż mnie rozczula swoją dobrocią. Brat opowiadał mi jak w niedzielę wychodząc z kościoła pociągnęła go za brzeg marynarki "Tatusiu daj mi proszę pieniążek" - "A na co chcesz?" - "Tatusiu daj proszę"...potem poszła i dała go jakiemuś biednemu Panu, który stał koło innego niż oni wyjścia, a którego wcześniej zauważyła. Taka jest moja Wiktoria. Dzisiaj Brat z drugą Córeczką pojechał na angielski, Bratowa na zakupy, a my zostałyśmy same. Co zrobiła Wiki? Przygotowała dla wszystkich kolację, zerwała miętę z ogrodu na herbatę, zaplotła dla wszystkich bransoletki z gumek i zrobiła lody z malin. Najpierw były przygotowane lody, a potem pytanie "Ciociu co jeszcze mogłabym zrobić dla Mamusi i Tatusia?"...
Pokazała mi olejek z drobinkami brokatu, który jej kiedyś podarowałam i mówi- "Pamiętasz, Mama smarowała mnie nim na turnieje tańca, żebym się świeciła ładnie" :-) A ja patrzyłam na jej radosne oczy, a w środku poczułam jakby mnie ktoś pchnął nożem prosto w serce. Tak powinno być, powinna tańczyć dalej i zdobywać kolejne medale, a nie znowu szóstego jechać na chemię. Bawimy się, śmiejemy, opowiadamy, a każdą czynność przerywa tona leków.
Wikusia zawsze była szczupła, teraz jest chuda. Getry na niej wiszą, ubranka z których wyrosła, teraz są za duże.
Nazywam ją "swoją Watą Cukrową", bo resztki włosków, te kilka na krzyż przypominają mi kłaczki bardzo rzadkiej waty cukrowej, zawsze się z tego śmieje;-) Głaszczę ją po tej łysawej główce i zastanawiamy się jakie włoski jej odrosną. Wtedy zawsze mówi, że jej pewnie kręcone, a mi proste;-)
Prosi mnie zawsze bym pomogła jej w odrabianiu zadań domowych. Dużo rysują w szkole. To chyba jedyne dziecko, które by mogło się straszyć "Jak nie będziesz grzeczna, to nie pójdziesz do szkoły";-) Zawsze mówi "Ciociu pokoloruj mi tło proszę, tylko wiesz, nie tak profesjonalnie, żeby nie było widać, ze to nie ja;-)" gdy pomagam jej w lekcjach. Jest na indywidualnym trybie nauczania, ale jak czuje się dobrze, to jest z dziećmi w klasie, to daje jej mnóstwo radości. I nie ma się co dziwić, bo przecież do przedszkola od końca marca do zakończenia jej nie było. Dom, szpital, szpital, dom. A tam ma koleżanki, kolegów. Chodzi do szkoły w chusteczce. Zdziwiłam się jak pewnego dnia powiedziała, że jej kolega z przedszkola, z którym jest w klasie (kiedyś się w niej podkochiwał) teraz odzywał się w stylu "A ja wiem dlaczego nosisz chustkę na głowie- bo jesteś łysa"...i niby to tylko dzieci, to człowiek chciałby jej tego darować, ale jest dobrze. Życie toczy się swoim torem, dzieci ją lubią, a one je. Jak jechała na chemię do Warszawy- to od Pani z klasy dostała maskotkę, którą koniecznie musiała zabrać ze sobą do szpitala, Kiedy wróciła, w jeden dzień koniecznie chciała zrobić wszystkie zadania z całego tygodnia ze szkoły. Jest taka obowiązkowa, zawsze była. Po szkole odpoczywa, dla niej to wysiłek, co dla innych jest normą dla niej to dużo więcej.
Może to brzmi banalnie, ale jest cudowna, tak naturalnie dobra. Dla mnie to prawdziwy Anioł, który zszedł na Ziemię. Wierzę, że na całe lata, a nie na chwilkę. Patrzę na nią i widzę to, jakim powinien być człowiek. Widać w niej tą mądrość, czystość i to, że wielu dorosłych nie potrafi być takim człowiekiem w dojrzałym życiu, a jakim ona jest teraz. Jedyne co mogę powiedzieć to "Boże wiem, że słyszysz. Daj nam się nią nacieszyć przez lata, my mamy ją na chwilę, Ty będziesz mieć ją całą wieczność...niech już będzie zdrowa, niech po prostu będzie...Amen..."