Witajcie:-) Dzisiaj nie będzie o twórczości, ale o czymś bardziej prozaicznym:-) Mianowicie o kawie, którą kupiłam wczoraj będąc na spacerze. Był piękny, niedzielny dzionek i aż się prosił, by wybrać się na spacer. Razem z mężem udaliśmy się na spacer nad wodę. Po pewnym czasie dotarliśmy do sklepu, aby kupić sobie coś do picia. Tam krążąc wśród półek natrafiłam na ciekawe opakowanie: ekologicznej kawy "Żołędziówki". Skuszona ciekawym opisem, zaraz włożyłam sobie opakowanie do koszyczka. Kawa z prażonych żołędzi, kardamon, goździki i cynamon. Bez kofeiny i innych dodatków. Od razu musiałam ją kupić i nie mogłam się doczekać, aby przyrządzić sobie intrygujący napój:-) Po kilku godzinach, gdy wróciliśmy do domu od razu pobiegłam po garnek, by przygotować filiżankę nowej kawki. Należy wsypać 1 czubatą łyżkę do garnka i 2-3 minuty gotować. Potem odczekać 5-10 minut i dodać cukier lub mleko wedle upodobań. Pierwsze wrażenie- pachnie czymś spalonym- wędzonym. Zapach dość niesamowity, podsycał tylko moje zmysły. W końcu wlewam do kubeczka moją nową, mam nadzieję ulubioną kawkę:-) I tu zgrzyt...postanowiłam dodać mleka...zgrzyt drugi...a co tam myślę, zaryzykuję i dodam cukru, choć normalnie nie słodzę...zgrzyt numer trzy...Totalne rozczarowanie... Liczyłam, że natrafię na cudowny substytut kawy. Niestety pomyliłam się na całego. Na szczęście kawa żołędziówka kosztowała mnie 8-9 zł więc przeboleję. Sprawdziłam potem w necie, że jest kilku jej producentów, ale ja już więcej chyba się na nią nie skuszę. W sklepie była obok kawa orkiszowa, ale w porównaniu z żołędziówką wydała mi się mniej ciekawą pozycją, teraz żałuję wyboru;-) Już samo hasło "prażone żołędzie" zahipnotyzowało mnie na całego;-) Teraz już rozumiem dlaczego niektóre stare receptury popadają w zapomnienie;-) Wiadomo, że to subiektywne odczucia, ale samo wspomnienie wieczornej filiżanki kawy, powoduje że mam ciarki na plecach;-) Zmusiłam się do wypicia całej filiżanki, licząc mimo wszystko, że da się jakoś przekonać do niej z czasem, ale niestety nic z tego. Żadne informacje o tym, że pita na czczo spowoduje uczucie sytości, że wspomaga wątrobę i ogólnie cały układ pokarmowy, że jest ekologiczna i ma certyfikaty już do mnie nie przemawiają. Zastanawiam się co teraz z nią zrobić? Oddać komuś wstyd, bo jej picie to traumatyczne przeżycie. Jestem w kropce. Może wykorzystam ją do barwienia papieru, etc bo innego zastosowania chyba nie znajdę;-)
Szukałam ciekawej "kawy" w ekologicznym wydaniu, jakiś substytut zbożowej. Jak zobaczyłam "żołędziówkę" od razu się skusiłam. Cóż pozostaje szukać dalej;-) A może wy znacie jakąś ciekawą alternatywę? Tylko już nie z prażonych żołędzi proszę;-) Miłego dnia kochani i smacznej kawki;-) co nie zawsze jest takie oczywiste jak się okazuje:-)
Takie kawy pijano, gdy kawa naturalna nie była dostępna lub była za droga. Ja nigdy się nie skusiłam, bo będąc dzieckiem przegryzłam nie raz żołędzia, żeby zobaczyć, czy nie smakuje czasem jak orzeszek. Pamiętam tamten smak. Może jeszcze uda Ci się do niej przekonać. Gdy próbowałam pierwszy raz oliwki czy awokado, smak bardzo mi nie odpowiadał - teraz się nimi zajadam.
OdpowiedzUsuńJa właśnie się tym skusiłam;-) Lubię takie eksperymenty i zapomniane receptury. Niestety w tym przypadku raczej nie podejmę już wysiłku w celu polubienia tego napoju. Jak dla mnie to istny koszmarek;-)
UsuńPrzeraża mnie w dzisiejszych czasach to, że ludziom wciska się syf, kusząc atrakcyjnymi hasłami - że zdrowe, że eko etc. A potem okazuje się, że to jest niezjadliwe, pomijając już fakt, że obok zdrowych czy eko produktów nawet nie stało. A, taka mała ciekawostka przyrodnicza - może niezbyt adekwatna do Twojej opowieści, ale w temacie żywieniowym. Ostatnio w sklepie ujrzałam "cudo" o nazwie "smalczyk warzywny". Ręce mi opadły.
OdpowiedzUsuńA co do kawy, nie pijam za dużo, nie przepadam za jej smakiem, wolę herbaty, już jak mnie muli totalnie, to na filiżankę kawy się skuszę, ale to bardziej z przymusu niż z chęci.
Mnie za to rozbrajają ceny takich "cudeniek". Smalczyk roślinny to około 4zł za chyba 100g czyli 40zł za kg...najbardziej jednak cudaczna cena to wędlin i parówek sojowych. Cena tych ostatnich to ok 2,5 za sztukę, a sojowa szynka to około 70zł. Tak się żyje wegetarianom w Polsce;-) Też nie na temat, ale jako wegetariankę wspomnienie smalczyka roślinnego mnie "ruszyło";-) wielce zdrowe "cudo" biorąc pod uwagę konieczność zestalenia płynnego tłuszczu roślinnego;-) Nie bardzo wierzę w żywność eco, tu skusiło mnie za to hasło "prażone żołędzie" brzmiało cudownie intrygująco:-)
UsuńPodziwiam odwagę i wytrwałość. W życiu bym się nie złapała za taką kawę, ponieważ smak żołędzi przerobiłam na sobie, jeszcze jako młode pacholę. Wiedziona poznawczym instynktem, postanowiłam rozłupać żołędzia licząc na zawartość w smaku przypominającym orzechy - wszak podobne do złudzenia do laskowych, no i ... do dziś na samo wspomnienie, język staje mi kołkiem w gardle, tak jak to było wtedy, z czegoś takiego na bank nie może wyjść pyszna kawa i nawet dodatki kardamonu i innych smakowych, jak widać nie były w stanie jej uatrakcyjnić :(
OdpowiedzUsuńZdarza mi się kupować kawy z palarni, ale są to naturalne kawy, wzbogacone naturalnymi dodatkami typu - kawa migdałowa, czekoladowa, marcepanowa, wszystko odpowiednio proporcjonalnie skomponowane, droga, jednak do sporządzenia filiżanki wystarczy połowa " normalnej " ilości, bo jest intensywna :)
Pozdrawiam.
;-) Kawy z palarni są bardzo smaczne, sama nie jeden raz skusiłam się na jakąś aromatyzowaną wersję. Tu chciałam coś na kształt "inki", ale nie wyszło;-)
UsuńJesteś Aga bogatsza o kolejne doświadczenie smakowe ;)
OdpowiedzUsuńZostaję przy mojej ulubionej kawie parzonej, choć nazwy kuszą ;)
Pozdrawiam :)
To prawda, kuszą;-) mimo wszystko będę szukać dalej, nie poddam się przecież po jednych spalonych żołędziach;-)
UsuńZ taką kawą to ja się nie spotkałam.Będę teraz uważać,by jej nie zakupić ;P Smalczyk roślinny- mnie nazwa też powala z nóg
OdpowiedzUsuńPierwszy raz również słyszę o takiej kawie, nawet mi się o uszy nie obiło ale skutecznie mnie zniechęciłaś :) Ja też lubię skosztować co nieco , czegoś , co brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuńW moim małym mieście nie ma ekologicznego sklepu, a co dopiero takie cuda:) pozdrawiam i powodzenia życzę
OdpowiedzUsuńble.....
OdpowiedzUsuńnajlepsza jest niebieska Prima :))))
pozdrawiam ciepło :)
Jestem kawoszem ale takiej kawy nie piłam choć wczoraj nawet przechodziłam obok sklepu kawa i herbata musze tam wrócić bo widze że receptura wspaniała ciekawe ciekawe buziaki ślę Marii i słonecznych dni z aromatek smakowitych kaw ci życze Marii
OdpowiedzUsuńWspaniała to może i jest, szkoda że smak koszmarny;-)
UsuńO jaaaa też bym ją kupiła!!:D Ale super:)
OdpowiedzUsuń